Plecaki spakowane, leza kolo nas w zaprzyjaznionej knajpce gdzie ostatnio korzystamy z netu. Pokoje zwolnione, ostatnie piwa Chang na stole - skonczylo sie! My z Mateuszem jedziemy chetnie. Jemu przeszkadzaja temperatury i straszliwe ilosci potu, jakie po nas sciekaja, ja juz powaznie stesknilem sie za moimi bliskimi, przyjaciolmi, stolikiem U Fryzjera i niegrzecznym personelem (za grzecznym tez:-)
A Renia? Renia chce chyba wybrac wolnosc, tak jej sie wszystko podoba. Nie jestesmy nawet pewni czy juz nie wybrala, bo za pol godziny powinnismy ruszac na lotnisko, a ona jeszcze na zakupach. Jesli nie wroci, to poszukam Mateuszowi "na szybko" jakiejs w miare do Reni podobnej Tajki, bo paszporty i bilety szczesliwie mamy:-)
Wczoraj bylismy na Chatuchak - ogromnym bazarze weekendowym wielkosci paru stadionow dziesieciolecia. Samo obejscie go zajelo mi ponad godzine. Jestem troche rozczarowany, spodziewalem sie troche wiekszej egzotyki, a tu w zasadzie wszystko podobne jak gdzie indziej w Tajlandii. Dwa dni temu napisalem maila do Neronka-Darka z Bydgoszczy, wiedzac ze jest teraz w Bangkoku. Odpowiedzial i zaproponowal spotkanie, niestety wiadomosc odebralem 2 godziny po jego terminie... Zaproponowalem drugi, ale odczytywanie tego maila nie bylo konieczne, bo zgadnijcie kogo spotkalem na tym ogromnym targu? No wlasnie Darka. Wsrod parunastu tysiecy ludzi wpadlismy na siebie i bylo to jedyne spotkanie "polsko-polskie" przy tej wizycie w Bangkoku. Neronek ma spory udzial w birmanskiej czesci naszej podrozy. Kiedy zastanawialem sie w zeszlym roku gdzie jechac: Wietnam, czy Birma, to po przeczytaniu jego relacji od razu wybralem Birme. Korzystalismy z jego spostrzezen i doswiadczen zawartych na jego geoblogu. Umowilismy sie na Khao San, pod posterunkiem i tym razem sie udalo. Piwko tu, piwko tam - pochodzilismy sobie po okolicy - bylo naprawde milo. Renia z Mateuszem o pewnej godzinie lapia faze spania. Nie wiem co robia w pokoju i mnie to nie interesuje, ale zawsze ziewanie oznacza, ze zbliza sie polnoc. Tak bylo i tym razem, ale Darek okazal sie dosc imprezowy. Tu porozumielismy sie bez zadnego klopotu! Zaprowadzil mnie do tajskiego klubu. Widzialem juz wczesniej to miejsce - wygladalo dobrze z zewnatrz, ale nie wchodzilem. Na dole przy wejsciu gra zespol, spiewaja wylacznie po tajsku. Jest transmisja on line na gore, gdzie tanczy tlum Tajek i Tajow w wieku do ok. 25 lat, niesamowicie stloczony. Zywiol straszny, wszyscy szaleja i bawia sie! Bylismy jedynymi bialymi i wszyscy klepali nas ciagle po plecach i nawet dawali probowac drinkow. Zniszczylismy z Darkiem butelczyne whisky powolutku przemiescilismy sie na rog, na pozegnalne piwo i pad thai. Ale na imprezke wrocilismy, bo Darek zapomnial torby z zakupami prezentowymi. Jak wrocilismy, to i posiedzielismy jeszcze troche. No i jak pojechałeś gdzieś rano, Neronku? :-)
Renia z Mateuszem planowali jechac rano na farme wezy. Ja wiedzialem juz ze nigdzie sie nie rusze.... Pospalem troszeczke, a potem ich spotkalem, bo okazalo sie ze jednak tez dali sobie spokoj z wezowaniem. Ostatnie spacerki, ostatnie soczki ze swiezych owocow i za chwile wyjazd...
PS Tajka niepotrzebna, Renia sie znalazla.