Nasz recepcjonista, ktory obiecal nam poranna taxi na przystan promowa gdzies zniknal. W recepcji siedziala Tajka, mowiaca tylko po tajsku... Taksowki tez nie bylo. lapalismy na ulicy pick-upa i jadac na pace ledwie zdazylismy na prom (9.00). 90 minut i bylismy na Phi Phi. Tutaj wszystko wyglada lepiej. Woda blekitna, piasek bialy... Niech zaluja ci co nie pojechali!
Przy jetty pelno naganiaczy i agencji oferujacych noclegi. oczywiscie im drozej, tym wiecej mozliwosci. W koncu decydujemy sie na hotel za 900 bh/pokoj. Przyjechal po nas koles z wozkiem i zaladowal bagaz. Niestety bylo troche pod gore... Hotel ladnie polozony, duzo zieleni i z basenem (!). Niestety pokoje male i obskurne. Po poszukiwaniach udalo sie nam znalezc pokoje po 700 bh, w centrum i duze z ladnymi lazienkami. Bez baseny. Ale po co nam basen? Bylismy na plazy - jest przepieknie!
Samo miasteczko, to zbiorowisko knajp "english style", bo Anglikow jest tu najwiecej. Na szczescie jest tez zarcie tajskie ze straganow. Szaszlyki z miesem kraba - 2 PLN. Na razie glownie tym sie zywie, ale znajac siebie bede chcial sprobowac wszystkiego.
Planujemy wycieczki po okolicznych wyspach, ale na razie plaza, plaza, plaza... Po birmanskich wedrowkach w pelnym biegu - nalezy nam sie!!!