Po ostatniej pociagowej podrozy z Alappey do Fort Kochi pozwolilismy sobie na odrobinke luksusu i wynajelismy dosc elegancki pokoj przy glownej ulicy za 1200 rupii. Raz sie zyje! Najpierw obeszlismy, a potem objechalismy riksza Fort Kochin. Slynne chinskie sieci, synagoga, bazylika Santa Cruz. Wszystko to na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Duzo Anglikow i Niemcow glownie w starszym wieku. W waskich uliczkach male i duze galerie, antykwariaty i rupieciarnie. Duzo rzeczy wspolczesnych wciskanych turystom jako antyki, ale szczesliwie sa tez miejsca traktujace kupujacych powaznie.
W okolicach synagogi jest juz jak na arabskim (?) bazarze. Sprzedawcy nazbyt aktywni, momentami wrecz agresywni. Wszystko to wzdluz bardzo malowniczych uliczek.
Przy samym budynku synagogi znajduja sie dwa ogromne pasaze z meblami, kazdy ma chyba ok. 800 metrow kwadratowych.
Fort Kochin oferuje najslynniejsze przedstawienia Kathakali. Wybralismy sie we trzech zeby je zobaczyc. Narratorem jest spiewak, a cala historia wytlumaczona jest na kartce, ktora dostaje sie przed wejsciem do teatru. Wszystko polega tu na mimice twarzy i gestach, aktorzy podobno ucza sie tego przez 15 lat!
Kathakali to jedna z czterech odmian hinduskiego teatru tanca, wywodzacych sie z tancow rytualnych rozwijanych od ponad 3 tys. lat. Obowiazuja w nim scisle skodyfikowane gesty – alfabet znakow (ulozenie dloni, ruch nog itp.) wystepuja tylko mezczyzni, charakterystyczne sa bogate kostiumy i tworzace „maske” grube warstwy szminki.
Bardzo to wszystko barwne, ale troche nudnawe. My wytrzymalismy ok. 30 minut i wymknelismy sie ukradkiem...
Potem byla wizyta w cafe internet z tragicznie wolnym laczem. Na zakonczenie dnia poszlismy z Felkiem do przedziwnej knajpki. Sciany na rozowo, oswietlenie tez rozowe, podloga tak krzywa, ze gdyby polozyc pilke-na 100% by sie poturlala. Piwo w dzbankach od herbaty, a do toalety prowadzi sam szef - 100 metrow dalej, w innym domu! Wlasnie z szefem (lat okolo 25) ucialem sobie pogawedke. Zdradzil mi ze otworzyl to miejsce (wlasnie - nazywa sie "Geisha") dwa tygodnie temu z powodu milosci do pewnej Szwajcarki, mieszkajacej w Bazylei. Nieczuli urzednicy Ambasady Szwajcarii nie chca dac mu wizy, wiec postanowil zarobic zeby wykazac sie odpowiednim stanem konta i wydrzec im wize z gardla. Dlatego jesli bedziecie w Fort Kochi, wpadnijcie do "Geishy", zeby wspomoc Abdula (a jest tam naprawde smiesznie). Spieszcie sie zanim ta Szwajcarka nie kopnie go.... No wlasnie.