Nasza wczorajsza podroz przebiegla bez jakichkolwiek zaklocen. Nawet pociagi byly prawie na czas (co w Indiach oznacza: punktualnie).
Jazda tzw sliperem bez klimatyzacji w nocy, nie jest niczym strasznym. W dzien nie jechalismy, ale nadrobimy to jutro. Chyba jednak niczego nowego sie nie nauczymy, bo druga czesc jazdy byla dosc hard corowa...
Ale po kolei. Najpierw byla jazda samochodem z Palolem do Margao, skad startowal nasz pociag. Na drodze: nie wszyscy mieli wlaczone swiatla, nikt z pieszych oczywiscie nie byl w jakikolwiek sposob oswietlony, a kierowcy z nastaniem zmierzchu dostali malpiego rozumu (niestety wlacznie z naszym driverem). Nawet Zajac pojekiwal z tylnego siedzenia na widok tych rajdowcow. Jednak udalo sie dojechac.
Ze stacji w Margao odjechalismy ze wszelkimi honorami, wlacznie z wywieszeniem naszych nazwisk (oczywiscie posrod innych) na liscie w hallu.
W podrozy poznalismy Elene - Hiszpanke podrozujaca do Australii a potem na Hawaje. Pogadalismy milo, podala nam namiar na fajna (podobno) kwatwere w Allepey (backwaters). Okolo 7 rano bylismy w Kozhikode i mielismy szczescie, bo dostalem 3 bilety na pociag do Palakkad, bo wlasnie ktos zrobil zwrot. Niestety jazda pociagiem szczesciem juz nie byla...
Jazda najnizsza klasa, na stojaka w dzikim tlumie, z co chwila przedzierajacymi sie przez gawiedz sprzedawcami herbaty i ciagnacymi za soba swoje nie male termosy(dracymi sie w nieboglosy: czaaaaaaaj!!!) - to na pewno bylo przezycie. Niestety pociag potrzebowal na przebycie 120 km - 4 godzin - to tutaj norma...
Nocleg w Palakkad znalezlismy 100 metrow od dworca, po 170 rupii i to w jedynkach!
Niestety w tym festiwalem to sciema... Jest co prawda inny, ale dopiero 13-ego marca. Tyle to my nie mozemy czekac! Pewne syndromy zblizajacego sie swieta juz sa, bo po ulicach biegaja wymalowane na czarno, bandy wesolkow i pobieraja drobne oplaty (akurat od nas za robienie im zdjec, od innych za nic).
Bylismy na bardzo dobrym wegetarianskim obiedzie w jednej z lepszych chyba knajp.
Obiad dla trzech (z dokladkami) - 200 rupii.
Potem lenistwo i tylko teraz maly wyskok na miasto i spac, bo jutro horror: o 5 rano zaczynamy kolejna (juz prawie ostatnia) podroz kolejowa do Allepey. Ma to trwac ok. 7 godzin.
Zamykaja mi kawiarenke internetowa (u nas jest teraz 21.40), wiec musze konczyc bo ta jest jedyna czynna o tej porze. Jest tez tylko jeden kantor w miescie, a my od wczoraj nie widzielismy innych bialych poza soba. Stanowimy dosc duza atrakcje dla dzieci. Jak na razie stanowisko Malpy Cyrkowej mnie nie denerwuje.
Na targach kroluja tu banany, wiec mialbym sie raczej dobrze. Jest tu ich kilkadziesiat rodzajow! Koncze bo juz mnie wyrzuca gosc naprawde i krzyczy w tubelczym jezyku malajalam. Ja nie rozumiem, konczeeeeeeeeeeee... :-)