Po zwiedzaniu Old Goa i Panaji przyszedł czas na północne plaże Goa. Autobusem przemieściliśmy się do Calangute. Miejsce nam znane, bo właśnie tu zamieszkaliśmy z Felkiem podczas naszej pierwszej podróży do Indii. Widzieliśmy nawet z okien autobusu nasz hotel – łza się w oku zakręciła…
Wysiedliśmy niedaleko plaży, szybka wymiana kasy i podróż samochodem do Anjuny. Wiemy, że targi są we środy, ale Felek słyszał że teraz odbywają się również w inne dni tygodnia. Prawda, ale niezupełnie, bo 50 stoisk to chyba nawet nie jest 1% normalnego, środowego targu. Pojechaliśmy więc do Fort Aguada. To bardzo ciekawe miejsce dla portugalskich kolonizatorów pod względem strategicznym. Ciekawe też, bo znajdowały się tu ogromne zbiorniki na wodę (ok. 2 400 000 galonów) – zaopatrywały się w nią przepływające tędy statki. Tutejsza latarnia morska przez lata nie miała sobie równych w Azji.
Same naj, a Fort Aguada wygląda trochę jak siódme dziecko stróża. Z latarni odchodzi farba, teren średnio zadbany. Ogromny dziedziniec aż prosi się o zagospodarowanie (makieta fortu, albo może repliki tych ogromnych kadzi na wodę – nie wiem).
Bolywoodzka ekipa nie miała takich zastrzeżeń – kręcono tu jakiś łzawy serialik.
Potem powrót do Panaji i siesta na plaży. Doszliśmy do wniosku, że tu będzie najmilej spędzić ostatnie chwile przed wyjazdem do Hampi. Plecaki zostawiliśmy w hotelu i odebraliśmy je koło 18-ej. Chwila odpoczynku i podjechaliśmy na placyk skąd odjeżdżały busy – sleepery do Hospet.
Łóżka podwójne – coś w stylu małżeńskich, klima naturalna (przesuwane okienka). Bus w ciągu nocy robi jeden długi postój (ok. godziny) i dwa, trzy krótsze. Za każdym razem są toalety i możliwość kupienia czegoś do picia. W samym busie toalety nie ma i to chyba jego słaba strona. Drugą nienajmocniejszą jest cena – 900 Rs za 600 kilometrów (11 godzin). Pociągi są znacznie tańsze – sleeper Delhi – Kolkata (1400 km) kosztuje 560 Rs.
Dojechaliśmy i w Hospet (przystanek przed Hampi) czekał wydzwoniony przeze mnie wcześniej, koleżka Felka – Guru. Od razu poznałem że Guru to Guru, bo jakie może być prawdopodobieństwo, że jakiś przypadkowy Indus z Karnataki na co dzień chodzi w t-shircie festiwalowym z serbskiego festiwalu w Guca? .
Zostaliśmy zawiezieni do Golden Gardens Guest House. Nory straszne, ale tuż nad rzeką i wszystko blisko. Jest też rodzaj „świetlicy” – zadaszonej rotundy bez ścian spełniającej rolę stołówki i kawiarni. Niestety w samym Hampi alkoholu nie podaje się ze względu na świętość miejsca. Wystarczy przeprawić się na drugą stronę rzeki, albo pojechać rikszą 7 kilometrów i świętość znika, a co za tym idzie pojawia się sprzedaż.