Na rano umówiliśmy się z naszymi driverami – jedziemy do Amber Fort – najgorsze łażenie pod górkę wolę mieć za sobą (wczoraj małpy, dzisiaj Amber i z górki!).
Oczywiście kierowcy zaczęli wspominać coś o wielkim tradycjach jaipurskiego rzemiosła: paszmina, biżuteria, słoniki z kamienia i inne wspaniałości, my friend! Powiedziałem, że tak, tak - wszystko we wtorek jak będzie czas (wtedy pojadę do konsulatu, do Delhi – niech ekipa wykaże się asertywnością!). Po drodze byliśmy w dziwnym miejscu, ciekawym architektonicznie (zdjęcia), ale nie wymienianym w przewodnikach.
Amber bardzo ciekawy i interesujący (pamiętacie stare Indusy, że nie wszyscy byli w części pałacowej, niektórzy skończyli na dziedzińcu?). Ja tym razem byłem wszędzie, nawet w pałacowych toaletach z XVIII wieku.
Ze słoniami wielka d… . Trzy lata temu miały tylko siestę i pracowały od 8 do 12-ej, a potem od 15-ej do wieczora. Teraz miejscowe władze prowadzą jakiś spór z właścicielami słoni – po pierwsze już drugi rok nie ma Festiwalu Słoni; po drugie – słonie pracują tylko do 12-ej. Kierowcy próbowali zawieźć nas do tak zwanej wioski słoni, ale to nie była wioska tylko duży hangar i słoni nie było. Potem wjechaliśmy na dziwne podwórko i był jeden słoń! Wszyscy się cieszyli, poza nami. Oni naprawdę myśleli, że chcemy zobaczyć słonia! Można było nawet przejechać się wokół podwórka. Byli zdziwieni, że nie skorzystaliśmy. Nam chodziło oczywiście o wjazd na górę i sfilmowanie tego. Zobaczymy, może się jeszcze da.
Wracając szybkie spojrzenie na Jahal Mahal – Pałac na Wodzie. Potem szybko do hotelu, bo nasza technika jakby słabnie w oczach. Umówiliśmy się z naszymi kierowcami, że pojeździmy po okolicy i sfilmujemy wigilię Holi. Wtedy rozpala się ogniska i pali się je na pamiątkę spalenia złej Holiki, na pamiątkę zwycięstwa dobra nad złem. Samo Holi jest też przełomem pór roku i w związku z tym zwycięstwem światła nad ciemnością. Trafiliśmy na podpalenie wielkiego ogniska na ulicy na której mieszkamy. Wszyscy Indusi mieli specjalne wiązki roślin, pobierali z ogniska ogień i podobno zanosili je do domu. Na stosie spłonęły rzeczy niepotrzebne, ale na szczęście zostało to potraktowane symbolicznie (głównie dziurawe latawce). Gdyby miejscowi wzięli się do sprawy na poważnie, mielibyśmy poważny i śmierdzący pożar w Jaipurze!
Każdy kto stał koło ognisk (a te płonęły krótko, ale prawie wszędzie) był poczęstowany słodyczami. Nam dostały się żółte kuleczki „dane”, dane nam w małych torebeczkach
Ekipie technicznej zakupiliśmy antybiotyk, lek osłonowy i syrop. Z dotychczasowych doświadczeń gwarantuję stęsknionym rodzinom, że będą żyli pod warunkiem wybrania lekarstw do końca (5 dni). To naprawdę ważne.
Jutro Holi, a ja nie mam zdjęcia do paszportu zastępczego. Jaki to ma związek jedno z drugim? A taki, że być może się nie domyję i w oficjalnym dokumencie będę lekko pozieleniały na twarzy, z czerwonymi włosami i żółtą szyją. Po prostu rastaman! Zresztą leci teraz w tle Bob Marley, może się przystosuję!