Chyba mój najgorszy dzień w Indiach (a jestem tu już czwarty raz). Początek nie był taki zły. Zrobiliśmy zdjęcia Puja Guest House jako przykładu hotelu dla backpackersów. Pokoje (akurat zajrzeliśmy do takiego dość zagrzybionego bez łazienki), a potem restauracja na dachu jako rekompensata norowatości sypialni. Widok z knajpy jest naprawdę imponujący. Jest to chyba najwyższe, dostępne dla turysty miejsce nad Gangesem w Varanasi. Wynegocjowaliśmy też wizytę w kuchni. Mieliśmy razem gotować, ale szef zdominował ujęcia kuchenne. OK – pokażemy to trochę inaczej niż myślałem. Bagaże już o 12-ej przenieśliśmy do pokoju Asi i Bartka. Trzeba powiedzieć że spędziliśmy z nimi bardzo fajny czas i mamy z Felkiem nadzieję na spotkanie w Polsce.
Wyściskaliśmy się z Asią i Bartkiem, z naszym kelnerem „Piotrusiem” (dobra, dobra zupa z bobra), z Gopalem i wyruszyliśmy tuk-tukami na stację.
I tam właśnie pojawiły się pierwsze problemy, które pociągnęły za sobą następne. Na dworcu nigdzie nie wyświetlał się nasz pociąg. Spotkaliśmy młodych ludzi (Polaków), którzy mieli kłopot gdyż ich pociąg w ogóle nie przyjechał. Usadowiliśmy się póki co na moście (przejściu naziemnym?) nad torami. Zrzuciliśmy wszystkie plecaki na ziemię i z Felkiem wyruszyliśmy po info na temat pociągu. Nikt nic nie wiedział. Pobiegliśmy na mostek i oglądaliśmy wyświetlacze peron po peronie – nic.
Do odjazdu zostało 20 minut i z Felkiem mieliśmy zidentyfikowane wszystkie sześć pociągów jakie stały akurat na peronach. Kiedy przyjeżdżał nowy biegliśmy i patrzyliśmy jaki. W ten sposób mieliśmy kontrolę nad transportem, ale jak się okazało nie nad bagażem. Pociąg po prostu spóźnił się 10 minut. Kiedy złapaliśmy się za bagaże okazało się że brakuje jednego – oczywiście mojego plecaka. Pobiegłem jeszcze do hali głównej mając nadzieję, że zostawiłem go przy stoisku z napojami, ale w drodze przypomniałem sobie że go zostawiłem na mostku. Sprawdziłem jednak dla spokoju duszy.
Decyzja – co robimy? Podjąłem taką, że wsiedliśmy i pojechaliśmy do Agry. Co było w plecaku? Mój stary telefon z ponad tysiącem kontaktów (miałem go wyrzucić po zgraniu ich do nowego telefonu), kindle, którego dostałem od mojej Siostry i Szwagra na gwiazdkę (aż mnie serce zabolało, bo po pierwsze prezent, a po drugie nie mam co czytać), aparat Nikon – kupiłem taki sam po raz drugi, bo zaginął podczas pożaru Knajpy (może zaryzykuję po raz trzeci?), moje jedyne buty (skórzane Conversy z dobrych czasów) i rzecz dość istotna w podróży – paszport.
Rano rozmawiałem z panią z konsulatu – w poniedziałek odłączę się od grupy i pojadę do Delhi wyrobić paszport zastępczy. Potem wiza, niestety nie wiem jak ją wyrobić, pani była miła, ale chyba nie wszystko wiedziała… Mam nadzieję że spotkam w konsulacie kogoś dorosłego.
Po dojechaniu rano do Agry stawiłem się w komisariacie kolejowym, żeby wydano mi protokół dotyczący kradzieży paszportu. Jest on niezbędny przy wyrabianiu zastępczego paszportu i wizy indyjskiej.
Tak jak myślałem było to ciekawe doświadczenie. Ponieważ coś przeczuwałem, byłem wyluzowany i nikt nie był w stanie mnie zdenerwować. Żądania były przeróżne i wszystkie spełniłem. Bilet – proszę uprzejmie – nie wyrzuciłem. Nazwiska współtowarzyszy podróży – oczywiście! Dokładne adresy i numery komórek w Polsce – jak najbardziej. Pan policjant z nadzieją na „odstąpienie od czynności” zapragnął numeru mojego zaginionego paszportu i wizy indyjskiej i kiedy dostał jedno i drugie w dodatku skserowane – zaczął traktować mnie poważnie. Byłem przygotowany do zaginięcia dokumentów już przed ich zaginięciem. To musi budzić respekt u urzędasa!
Musiałem napisać zeznanie własnoręcznie. Pan oficer mi podpowiadał, a ja pisałem. Potem drugi policjant (niestety już po angielsku nie mówił) przy pomocy rikszarza wypytywał mnie o szczegóły i kiedy już myślałem że kończy, przepisał całe moje zeznanie w hindi, a potem „przerysował” po angielsku. Razem dwie godziny. O tym co było potem napiszę już jutro, bo jeszcze jestem wkurzony i nastrój mam taki jak tytuł tego posta.
Mojej Mamie i wszystkim Kryśkom i Bożenom (mam dwie znajome – jedna z Lublina, jedna z Warszawy) wszystkiego najlepszego z okazji imienin!
Podpisano: Sułek nieistniejący (bez dokumentów).