W Gura Humorului w samym centrum działa informacja. Przed nią tablica z mapą Bukoviny, druga z mapą monastyrów, a trzecia (znana nam i z Polski) wyjątkowo paskudna i największa informuje, że dofinansowano to wszystko ze środków unijnych.
Niestety pomimo trzech prób w informacji nie ma nikogo. Dziś Franek zajrzał przez okno do środka i dostrzegł biurko (chyba nowe) i sterty nie rozpakowanych folderów czy też innych wydawnictw. Czyli działa, ale niezupełnie, z naciskiem na niezupełnie. W dodatku ciężko jest trafić na osobę która mówi po angielsku.
Zanim dojechaliśmy do miasta, trochę popisaliśmy tekstów na nasze blogi, ja zrobiłem pranie no i właściwie tyle. Po niepowodzeniu z info tourism bukovina postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Poszliśmy na piechotę na dworzec kolejowy. Według przewodnika „Bezdroża” miasto to cytuję: „leży na ważnej magistrali kolejowej , dzięki temu posiada dogodne połączenia z wieloma miastami Rumunii”. Proponuję autorom przewodnika pojechać do Sibiu z przesiadką o 3.15, lub do Brasova o 23.15. Słowo „dogodne” jest oczywiście względne, bo być może dla kogoś okazja spędzenia godzinki w bufecie w mieście Vinciu o trzeciej w nocy jest okolicznością dogodną do jakiś niecnych postępkówJ
Jak się domyślacie zapewne, rozmowa z panią w okienku odbywała się przy pomocy rozmówek rumuńsko-polskich (pomazałem je trochę w lekkiej złości) i języka migowego. Pani trochę się wkurzała że ja po rumuńsku ani w ząb, ale najwyraźniej rozmówki ją nieco rozczuliły. Suma sumarum poza dwoma „dogodnymi” połączeniami nie dowiedzieliśmy się o naszej podróży do Braszowa absolutnie niczego...
Ostatnią deską ratunku był dworzec autobusowy (AUTO GARA). Miał być tuż przy stacji, jednak go nie zauważyliśmy. Odnaleźliśmy go 100 metrów wcześniej . Wyglądał jak dworzec autobusowy w mieście w które uderzyła bomba atomowa: ogromny hol, sześć stanowisk i ani jednej osoby, ani jednego autobusu... Jak z horroru... Jednak nagle ukazała nam się pani w średnim wieku, która w dodatku mówiła po angielsku! Okazało się że to kierowniczka Auto Gara – widma. Okazało się jednak, że spełniła wszystkie nasze oczekiwania. Wytłumaczyła, że lepiej cofnąć się do Suczawy. Zadzwoniła do informacji tamże i dowiedziała się o godziny odjazdów autobusów do Braszowa. Wszystko zapisała nam na karteczce i życzyła szerokiej drogi! Tam jest prawdziwa informacja turystyczna!
W drodze do domu kupiliśmy wielkiego melona (właśnie go jemy – pyszny!) i zjedliśmy obiad w znanej nam z wczoraj restauracji (dzisiaj mici – specjalne kiełbaski i ziemniaki z serem). Ponieważ jutro wyjeżdżamy, dla naszej Marii kupiliśmy pudełko czekoladek. Siedzimy przy stole pod domem, słońce powoli zachodzi, widać jak pasterze spędzają owce ze wzgórz. Naprawdę pięknie. Ale jutro znowu garby na plecy i w drogę!
PS Było jeszcze wyczytałem gdzieś w necie (mamy przecież internet w naszym ogrodzie!) dzisiaj jest najlepszy moment do oglądania spadających gwiazd. Trochę przeszkadzało nam światło w pokoju na górze, ale i tak naliczyliśmy ponad 20 sztuk. Gwiazdy oglądaliśmy leżąc sobie na plecach w namiocie...piękniej, bo jak