Pobudka około siódmej (Franek godzinę później). Dziewczyny mają samolot o 13.40, więc muszą być na lotnisku około 12-ej. Wczoraj obiecaliśmy że odprowadzimy je na autobus, więc zgodnie z umową zbieramy się wspólnie do wyjścia. Śniadanie w „Pekara”, czyli małej piekarence jakich tu wiele na każdym kroku. Rogaliki, inne słodkie bułki i naprawdę dobre espresso. Powolnym spacerkiem przeszliśmy w okolice hal targowych koło McDonaldsa. Ostatnie zakupy (prasowana papryka!) i wsadziliśmy dziewczyny do autobusu nr 72, jadącego na lotnisko. Naprawdę spędziliśmy fajny czas i trzeba to będzie powtórzyć (to jest oczywiście moje zdanie J).
Wróciliśmy do hostelu, zmieniliśmy pokój na dwójkę i zapłaciliśmy (wyjeżdżamy jutro do Budapesztu o 6.48). nowy zielony plecaczek na grzbiet i autobusem 51 pojechaliśmy na Ada Ciganija – plażę na Sawie, na której bywaliśmy z Państwem Stachyrami w zeszłym roku. Rozparliśmy się na kanapie w jednym z ogródków, Franek się kąpał, potem czytaliśmy książki i zjedliśmy obiad. Siedzieliśmy tu od południa do 18-ej. Przy okazji tej wycieczki dowiedziałem się jak funkcjonuje tu sprawa wspominanych wcześniej biletów komunikacji miejskiej. Kupuje się za 20 dinarów kartę elektroniczną (z powlekanego kartonu), a pani w kiosku doładowuje ją określoną liczbą pieniędzy. Jeden przejazd – 60 dinarów. Po wejściu do autobusu kartę przybliża się do czytnika i już....
Wieczór spędziliśmy w hostelu. Franek uzupełniał wpisy na swoim blogu (www.franek2002.geoblog.pl) a ja kończyłem książkę. Poszliśmy spać około 11-ej – leżenie na plaży w temperaturze 30 stopni również może być męczące.....