Po przyjezdzie zarezerwowaliśmy sobie od razu miejsca w hostelu naprzeciwko dworca (Hostel Central Station) po 35 euro za pokój. Ale teraz jedziemy do Guca, w Belgradzie będziemy spać wracając stamtąd. Zdzwoniliśmy się z Asią Stefańską i jej koleżanką Izą i razem jedziemy do Pozega, a potem do Guca. Pociąg znowu prawie punktualnie dojechał. Na stacji złapał nas taxi man i wpakował do 6 osobowego Peugota (3 euro od łba). Niestety poza nami upchnął jeszcze 7 osób, ale jakoś dojechaliśmy. Tomek podzielił się z nami swoim pokojem (śpi w łóżku ze swoim tatą, a my razem z Frankiem). Dziewczyny znalazły pokój u sąsiadów. Wszystko jak zwykle: prezenty dla gospodarzy, uściski. Przyszły i pograły zaprzyjaźnione zespoły. Po prostu GUUCA!
Byliśmy z Frankiem na basenie, potem na prosiaku pieczonym. Wieczorkiem wyruszyliśmy w miasto. Niestety z tego spaceru wrażenia marne, bo Frankowi ktoś buchnął aparat z kieszeni. Słabo go przedtem pilnował, zostawiał go dwukrotnie na stole, ale tym razem nie było tu jego winy. Szkoda aparatu, szkoda zdjęć, ale tak to bywa tam gdzie tłum wielki...
Wieczorem byliśmy na stadionie, na koncercie Shantela. Szał był wielki, tańczyliśmy przed sceną, a na ostatnie numery wpuszczono na scenę kilkadziesiąt fanek w tym Izę i Asię. Shantel zaprosił panie na piwo po koncercie i podobno było miło. My dyskryminowani mężczyźni po koncercie poszliśmy do domu. Położyliśmy się po trzeciej rano...
PS Zdjecia pozniej, bo jak pisalem aparatu niet! Zgramy od Izy i wrzucimy jutro.