Codziennie rano jest potezna mgla. Guca lezy w dolinie i przed siodma nie widac nawet kawalka wzgorza - ani z lewej, ani z prawej. Potem slonce przebija sie przez gory i zaczyna sie pieklo! Dzien w dzien po 35 stopni, wieczorem 25 i dopiero okolo polnocy zaczyna robic sie naprawde chlodno. Warto miec spiwor i dyzurny sweter.
Dzis znowu jedna kawka na tarasie z gospodynia, potem druga u Radja i wyruszylismy na delikatne zakupy. W srodku Guca jest maly, ale malowniczy targ. Jest wszystko: papryki w wielu rodzajach, ogromne baklazany i niesamowita roznorodnosc wedlin. Probowalismy roznych kielbas i boczkow, a takze skwarek na zimno - wszystko znakomite!
W naszej dyzurnej knajpce w miescie poznalismy grupe bosniackich Serbow. Stoliki szybko zostaly polaczone, Serbowie wyciagneli na stol domowy chleb, ser i boczek. Adas kupil na targu kielbase i poucztowalismy troche, szczegolnie ze znalazla sie tez rakija.
Tego dnia spotkalem sie z naszym kolega Radkiem i jego przyjaciolmi. Wpadli przelotem tylko na jeden dzien, obejrzeli nasz wesoly stol, powiedzieli ze sobie pochodza i potem przyjda i... tyle ich widzielismy!
Kolejny mily i wyczerpujacy wieczor z bardzo glosna muzyka. Powoli zaczynamy poznawac slowa poszczegolnych piosenek:-)