Parogodzinna podroz pociagiem do Pozega, potem za rada milego pana poznanego w przedziale wzielismy taksowke do Guca (powiedzial nam ile ma kosztowac). Probowali nas skroic na dwa razy wiecej, ale sie nie dalismy i zaplacilismy tyle co trzeba, czyli 1000 dinarow.
Potem Tomek zostal z bagazami, a my we trzech ruszylismy na poszukiwanie kempingu. Przy wjezdzie do Guca po prawej stronie jest takowy, ale my chcielismy cos zdecydowanie blizej. W samym Guca po lewej stronie na zboczu widac setki rozbitych namiotow (oczywiscie na dziko), po prawej stronie przed rzeka dokladnie ta sama sytuacja, ale byl jeden minus-jestesmy przyzwyczajeni do mycia sie od czasu do czasu, a w tych miejscach jedynym zrodlem poboru wody byl potok. WC tez czasem dobrze miec pod reka...
Kemping w gorze miasta dosc rozlegly 8 euro za osobe,,jest woda, WC (WC to chyba Water Closet, a to raczej byl Closet bez water, na narciarza i krotko mowiac dosc powaznie obsrany). Ustalilismy, ze w ostatecznosci moze tu sie rozbijemy, ale poki co jeszcze sie rozejrzymy. I to byla znakomita decyzja. Usiedlismy w barku blisko rzeki i popijajac piwo Jelen myslelismy co dalej. Przy rzeczonym barku okazalo sie, ze sa kwatery. Niestety cena 50 euro za pokoj mogla powaznie zachwiac naszym budzetem. Mily wlasciciel pan Radjo, widzac ze mamy namioty podszedl do plotu, zawolal jakiegos chlopaczka i juz za chwile mielismy miejsce do rozbicia namiotow za 5 euro dziennie, z dostepem do lazienki i WC i przeuroczymi gospodarzami,ktorzy codziennie robili nam kawe i gaworzyli z nami na tarasie.
W ramach wdziecznosci po rozbiciu namiotow biesiadowalismy u Radja, przechodzaca orkiestra zatrzymala sie u nas na przeszlo godzine i byla tak wspaniale jak sobie przed wyjazdem wyobrazalismy! Potem spacer wieczorny ulicami Guca, a o 21 koncert Bobana i Marko Markovica i Shantala & Bukoviny. Zgubilismy sie przed koncertem, ale odnalezlismy sie w naszych namiotach, troche zmeczeni, ale naprawde zadowoleni...