Wieczorem dotarlismy do Belgradu. Podroz uplynela w przemilej atmosferze.W 6 osobowym przedziale siedzialo z nami jeszcze 2 Macedonczykow. Jeden nie pil, co od razu wydalo sie nam podejrzane... Jak sie pozniej okazalo byl opiekunem drugiego (wygladajacego na mniej wiecej 20 lat). Wygladalo na to, ze tata mlodzienca go wynajal. A mlodzieniec pomogl nam bardzo w wypiciu 6 litrow wina jakie zakupilismy w Budapeszcie i biorac topod uwage to nadawal sie do pilnowania jak najbardziej:-) Byla kielbasa paprykowa i ostre papryczki - naprawde mila, choc dosc dluga podroz. Pozostalo z niej haslo, do ktorego wracalismy podczas naszej podrozy: Robert, uspokojsia!
Niestety w Belgradzie zaczelo sie swieto piwa i pomimo naszych podrozy po hostelach okazalo sie ze ze spania nici... Pochodzilismy wiec z plecakami po miescie,a kolo 3 nad ranem przysiedlismy w dworcowej knajpce, napilismy sie rakiji dla poprawienia czujnosci i tak dotrwalismy do porannego pociagu do Pozega. Ale to juz byl wtorek...