17/18 marca
Po burzliwych dyskusjach o wyzszosci Palolem nad Havelockiem (i na odwrot) postanowilismy wzmoc aktywnosc.
Rozpoczelismy od swieta Sw. Patryka 17 marca wieczorem. Na miejscu w resorcie Dive India spotkalismy naszych starych znajomych Irene i Petera. Nasze drogi cały czas się krzyżują: my skutery - oni też, my do knajpy - oni do tej samej, my na plaże nr 7 - oni wiadomo, również. A zobaczyliśmy się pierwszy raz na lotnisku w Chennai, potem w odruchu solidarności palaczy daliśmy im zapalniczkę w porcie w Port Blair (na lotniskach jak wiadomo zabierają). Aktywnie napilismy sie piwa (naprawde krztynke) I BARDZO aktywnie wrocilismy do naszej chatki (6 km).
Niestety Felka tez dopadly klopoty po zjedzeniu Thali w sprawdzonej juz dwokrotnie knajpce. Na szczescie pomimo ze objawy byly podobne do chorob Zajaca, to nie lezal w lozeczku…
Dzien potem zalatwilismy wyjazd na ryby i 19 marca wyplynelismy o 8.00 z dwoma wyjatkowo niekumatymi rybakami. Trzeba bylo podgladac jak lowi sie na drewienko i zylke, bo sami nie pokazali nawet na migi. Polow byl, zabralismy ze soba dwie ryby: jakiegos czerwonego potwora z wykrzywiona geba o malych gabarytach (ok. 1,5 kg) i rybe z duzym okiem taka troche karpiowato-doradowata (panie Prezesie czy nie ma teraz na nia okresu ochronnego i czy w zestawieniu rocznym mamy ja wykazac, bo mowil pan ze kazimierski okreg PZW dopadnie kazdego??). Ryba z duzym okiem wazyla okolo 6 kg, w tym oko chyba kilogram…
Po powrocie do tzw “domu” wyjalem potwora z worka i wyfiletowalem, a potem oskrobalem sposobem “palmowym”. Polecam kazdemu: rybe dociska sie mocno do pochylej palmy tak zeby nie zjechala (ryba, nie palma) i z gory na dol sie skrobie. Zajac z Felkiem przygotowali palenisko (siatka metalowa kupiona w Fort Kochin), podpalke (liscie palmowe) i material do palenia (lupiny zdrewnialych kokosow). Wszystko zadzialalo tak, jakbysmy robili to od zawsze! Wiecej, wynalezlismy patent na pieczenie ziemniakow: w rozwalone, ale nie rozerwane ze soba czesci kokosa wklada sie kartofla i zamyka sie. Najpierw sie podduszaja, a potem kokos sie spala lecz nie trzeba ich szukac po calym ognisku. Wszystko zostalo podane na lisciach bananowca, zerwanych i umytych przez Felka. Uczta! Do tego salatka z paneer (z serem indyjskim) - przepis w opisie zdjęcia. Jedlismy wieczorem, jedlismy tez na lunch dnia nastepnego (wtedy chyba bylo najlepsze). Czerwony potwor byl gorszy od potwora z okiem (ktory nawiasem mowiac nazywal sie KUKURI), smakowal troche watrobka, albo czyms takim… Zajac sugerowal po zjedzeniu, ze jest to Japonska Ryba Trujaca. Czekamy na efekty, jesli ma racje to jest to ostatni wpis na tym blogu…