W Varanasi Markowi zginęła mini kamerka HD. Prawdopodobnie ktoś mu ją wyciągnął z plecaka nawet nie wiadomo kiedy (niezłe miejsce to Varanasi).
W związku z tym legły w gruzach nasze niecne plany nagrywania po kryjomu tego co dzieje się w świątyni Kali (mordowanie koźlątek etc.). Nie było tak, żebyśmy nie próbowali. Jednak po kolei: pojechaliśmy do Domu Matki Teresy z Kalkuty, niestety w związku z tym że mieliśmy mało ujęć tego dnia, wyruszyliśmy dość niespiesznie. Dotarliśmy po 12-ej, a tam przerwa i to do 15.00. Bardzo miła siostra umówiła nas na 15-tą z matką Krystyna. No cóż, wobec tego poszliśmy na piechotkę do świątyni Kali. Nie wiem co mi się ubzdurało w mojej głowie, że to blisko… Szliśmy, szliśmy i nikt nie potrafił nam powiedzieć jak jeszcze długo iść będziemy. Po drodze, pod jakimś sklepikiem koleżka kruszył jakieś liście. Bardzo nas to zainteresowało, bo nie wyglądało jak paan, kruszył to na widoku, przy dość ruchliwej ulicy i zaproponował żebym spróbował. Pokruszył, dosypał czegoś białego i kazał wepchnąć to sobie pomiędzy dolną wargę, a dolne jedynki. Posłusznie posłuchałem i podziękowałem. Po paru minutach (odeszliśmy kawałek) już bym mu nie dziękował! Lekko zaczęło mną telepać, nogi miałem jak z waty i nie mogłem się po tych pysznościach pozbierać ładnych parę godzin!
Żyć, żyłem ale dziwnie się czułem! Wytłumaczono mi potem że specyfik nazywa się Kheni i faktycznie daje kopa.
Do świątyni Kali dojechaliśmy taksówką. Weszliśmy we dwóch z Markiem, który niósł włączoną kamerę udając że oczywiście tylko nosi sprzęt, a nie filmuje. Hindusi cały czas się do nas o to czepiali, co akurat nie było dziwne. Strach pomyśleć co by się działo, gdyby coś tam się naprawdę działo…. Już wyjaśniam o co chodzi: podczas mojej poprzedniej bytności w tym miejscu ( z wesołą kompanią!) krew płynęła strumieniami (mordowano koźlątka jako ofiary dla bogini), ludzie zachowywali się jakby byli w szalonym transie i zapewne w takiej sytuacji nie wpuszczono by nas w ogóle do środka z profesjonalną kamerą. A tu cisza, spokój tylko w rogu podwórka ktoś nożykiem rozbiera ostatnie sztuki koźląt, krew już zmyta – sielanka.
Wróciliśmy do Domu Matki Teresy, nagraliśmy dwie sceny i taksówką do hotelu. Jutro wyjazd na Sundarbany – czy w deltę Gangesu, Bramaphutry i Meghny. Wspomnienie z poprzedniej wyprawy: kupa błota i tygrys, który się nam łaskawie pokazał. Zobaczymy czy teraz też łaskaw będzie…