Rano byliśmy z Gopalem w świątyni nepalskiej, a potem odwiedziliśmy ghat Manikarnika. Od razu przy wejściu jakiś obwieś zaproponował Gopalowi że załatwi z miejscowymi bossami, że będziemy mogli robić zdjęcia i fotografować. Oczywiście nie za darmo. Pomyślimy czy jest to dla nas takie konieczne.
Do spalenia jednego ciala potrzebne jest 280 kilogramów drzewa, a ciało spala się mniej więcej 2,5 godziny. Po śmierci naciera się zmarłego maścią zrobioną z pięciu naturalnych składników – między innymi sproszkowanego sandałowca, wody różanej i miodu. Potem ciało jest obmywane, zawijane całunem z dziesięciometrowego płótna i okrywane zdobionym, kolorowym materiałem. Do palenia ciał używa się drewna sandałowego (droższego), lub drewna mango (tańszego). Przy użyciu tego z mango, można dla zapachu dodać wiórki sandałowe (do kupienia w kiosku obok ghatu). Ponieważ zmarły lub zmarła spalani są z całą swoją biżuterią, prochy są przesiewane w wodzie obok ghatu, a stopione złoto wybierane. Ogień pod stos przynoszony jest ze specjalnego miejsca obok ghatu przez najbliższego męskiego członka rodziny. Przed całą uroczystością musi on ogolić brodę, wąsy i głowę. Fryzjer jest na miejscu. Po spaleniu zwłok, bambusowym kijem wyciąga niedopalone części ciała (u kobiet jest to zwykle miednica, u mężczyzn mostek) i wrzuca je do Gangesu. Specjalnym, rytualnym, glinianym naczyniem napełnionym wodą gasi resztki stosu przez ramię i odchodzi nie oglądając się.
Kobiety ciężarne, niemowlęta i ukąszeni przez węża nie są kremowani. Ich ciała wrzuca się do rzeki w całości, obciążone kamieniem.
Pomimo, iż byłem tam drugi raz, ten lekki dreszczyk przeszedł mnie znowu. Nie może być inaczej, kiedy 3 metry od ciebie ze stosu wystaje ręka i noga….
Tradycyjnie poszliśmy do sklepu z jedwabiem (zdjęcia owijanej w sari Doroty – skąd my to znamy dziewczyny).
Z dachu hotelu nagraliśmy wstęp do odcinka, a potem Felek kwestię przed świątynią tybetańską. Wieczorem popłynęliśmy łódką na widowisko przy ghacie Dasaswemedh. Siedmiu braminów, pieć rodzajów dymu i dzwonki, dzwonki, dzwonki…..
Wieczorem poznaliśmy się z Asią i Bartkiem z Warszawy. Gadaliśmy do późnej nocy…