Wylot z Kalkuty do Kochin mieliśmy o siódmej rano. Taksówka zamówiona na 4.30, pobudka o 3.45. Policzyli nam 550 Rs. Trochę dużo, bo w ciągu dnia biorą 300 rupii. Na lotnisku wszystko bezproblemowo. Lecieliśmy z przesiadką przez Hydelrabad (jeszcze raz dzięki za pomoc przy kupnie biletów, Reniu). Dolecieliśmy po dziewiątej, wylot do Kochi (Ernakulam) o 10.50. Był piękna pogoda, więc mogliśmy podziwiać widoki na Ghat Zachodni (jeśli ktoś nie spał). Na miejscu byliśmy o 12.20. Lotnisko jest oddalone od centrum aż o 40 kilometrów. Sprawdziłem poprzedniego dnia, że mamy pociąg z Kochin do Allapey (backwaters) o godzinie 14.20. Na dworzec dojechaliśmy o 13.50, taksówka kosztowała 750 rupii. Ponieważ mieliśmy jechać sleeperem, miałem pewne obawy co do dostępności miejsc. Choć z drugiej strony dwudziestosiedmio godzinna jazda z New Delhi do Kalkuty bez miejscówki zahartowała mnie w bojach… Bilety zostały sprzedane od ręki, po 60 rupii za sztukę. Przysiedliśmy się do prawowitych właścicieli miejscówek, bo jak wspominałem zawsze ktoś leży sobie na samej górze i tym samym udostępnia miejscówkę na dole. To tylko 48 km (godzina i siedem minut). Ze stacji pojechaliśmy do zaprzyjaźnionego pensjonatu Palmy Lake Resort. Ta sama pani, ten sam mąż i te same obrazki Jezusa Chrystusa na ścianach (keralscy katolicy). Tym razem zamieszkaliśmy w domkach – dużo miejsca i po kalkuckiej norze Paragon – prawdziwe luksusy!
Dogadaliśmy się w sprawie łodzi z mężem gospodyni. 8500 Rs za łajbę z dwoma sypialniami. Oczywiście posiłki w cenie, napoje non alcohol również. Łódź bardziej wypasiona niż parę lat temu i w ogóle udany rejs. Ale o tym jutro….